Strajki w lotnictwie coraz powszechniejsze

W chwili pisania tego tekstu linie Lufthansa strajkują – odwołano około 1700 lotów. Nie jest to ani pierwsze zdarzenie tego typu w tym roku, ani ostatnie; ani wyjątkowe, ani szczególnie zaskakujące. Branża lotnicza w ostatnich latach strajkuje często i chętnie. Dlaczego? Kto na tym korzysta, a kto traci?

Lufthansa w tym roku strajkuje już po raz drugi; związek zawodowy Verdi tym razem sparaliżował pracę linii na piętnastu lotniskach w Niemczech. 1700 odwołanych lotów to dla linii gigantyczna strata finansowa – i nie tylko. Ilu pasażerów zamiast transportu lotniczego następnym razem kupi np. bilety autokarowe Sindbad, obawiając się kolejnych utrudnień?

Branża lotnicza jest w ostatnich latach nieprzewidywalna, czego dowodzą bankructwa znanych linii (m.in. węgierskiej Malev), nieoczekiwane problemy z najnowocześniejszymi samolotami świata (uziemione od miesięcy Dreamlinery), otwarte z wielkim hukiem i jeszcze huczniej zamknięte lotnisko (Modlin), generalne straty europejskich linii lotniczych… Co stoi za tymi wszystkimi problemami?

Na pewno nie można wskazać palcem jednej przyczyny, a obwinianie „kryzysu” to tak naprawdę ucieczka od prawdziwych wyjaśnień. Kryzys stał się słowem-kluczem używanym wtedy, gdy rzetelna informacja mogłaby zaszkodzić wizerunkowi jakiejś firmy. Tymczasem każda ze stron ma własne motywacje i niekiedy bardzo odmienne cele.

Strajkują związki zawodowe, czyli pracownicy obawiający się pogorszenia warunków zatrudnienia, czy wręcz utraty pracy. Nie są to obawy bezzasadne – aby obniżyć koszty, australijskie linie Qantas wysyłały już pilotów na przymusowy i bezpłatny, a trwający nawet kilkanaście miesięcy urlop. Hiszpanie po prostu zwalniali pilotów, Polacy redukowali liczbę członków obsługi naziemnej, zaś Niemcy od miesięcy wspominają o obniżkach płac (lub braku podwyżek). Nic dziwnego, że taka akcja spotyka się z bardzo silną reakcją… choć nie sposób przyznać, że racja leży akurat po stronie strajkujących.

Pamiętajmy, że linie lotnicze nie strajkują bez przyczyny. Wspominaliśmy już, że europejscy przewoźnicy generują straty – niewiele linii odnotowuje zyski, które uzasadniałyby dalsze prowadzenie działalności. Cięcia budżetowe są potrzebne, aby utrzymać rentowność; warto dodać, że mowa o cięciach nieraz bardzo drastycznych. Wiele linii oferuje pracownikom możliwość zatrzymania stanowiska w zamian za rezygnację z niektórych przywilejów – jednak nawet takie wyciągnięcie ręki do zatrudnionych spotyka się z negatywnym przyjęciem. Związki zawodowe nie mają zamiaru oddawać nawet ułamka gwarantowanych korzyści.

Ten wewnętrzny konflikt, toczony w bardzo wielu firmach, to kolejna przyczyna problemów europejskich linii lotniczych. Brak zrozumienia na linii pracownik-pracodawca, brak możliwości swobodnego kierowania przedsiębiorstwem, brak jakiejkolwiek ugodowości, a jednocześnie często popełniane błędy decyzyjne na najwyższych szczeblach – to już nieco lepsze wyjaśnienie przyczyn lotniczego „kryzysu”. Strajk Lufthansy nie powinien więc nas dziwić. Przeciwnie: powinniśmy spodziewać się kolejnych podobnych inicjatyw. Branża znalazła się w trudnym położeniu, a pasażer może jedynie przeczekać problemy, korzystając z alternatywnego transportu, jeśli obawia się, że linie lotnicze zawiodą jego oczekiwania.

MP